Każdemu z nas nieraz zdarzyło się czytać tak ciekawą czy zabawną książkę, że zaczął się zastanawiać, kto tak dobrze (bądź tak źle) przetłumaczył ją z języka obcego na polski. W takiej sytuacji zadajemy sobie pytanie, kto tak świetnie oddał żarty słowne oraz przełożył opisy, że przełożony utwór nie tylko nie stracił na wartości, ale wręcz wydaje się lepszy niż oryginał. Wertujemy wówczas strony książki, poszukując nazwiska tłumacza. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku udanego tłumaczenia filmu.
To tylko cień
W kontekście konferencji czy wystąpień publicznych mówi się często, że towarzyszący ludziom biznesu czy politykom tłumacz ma być tylko ich cieniem, a więc nie wyróżniać się, nie zwracać na siebie uwagi słuchaczy zachowaniem, gestami czy strojem. Czy podobnie ma być w przypadku tłumaczeń literackich i filmowych? I tak, i nie. Owszem, zadaniem tłumacza jest takie przełożenie tekstu, aby zachować styl oryginału i nie pogubić różnych „smaczków” językowych. W tym sensie jest cieniem czy też odbiciem samego autora. Nie oznacza to jednak, że powinien pozostawać w cieniu. Za ciężką i mozolną pracę należy mu się wzmianka nie tylko w danej książce, ale też przy każdej recenzji czy zapowiedzi w prasie. Tymczasem bardzo często jest tak, że w reklamie pojawia się autor książki, a nie ma wzmianki o tłumaczu. W recenzjach filmów wiele miejsca poświęca się reżyserowi i aktorom, a bardzo niewiele tłumaczom.
Rzemieślnik czy artysta?
Wspomniana sytuacja ma miejsce, ponieważ wielu ludzi uważa tłumaczy za rzemieślników, którzy wykonują określone zadanie, nie musząc wykazywać się szczególną kreatywnością.
Zapewne tak jest w przypadku tłumaczeń instrukcji obsługi miksera, jednak każdy, kto miał okazję obejrzeć na przykład „Shreka” i porównać obie wersje językowe, zauważy, ile pracy włożono w to, aby przetłumaczone dialogi nadal były śmieszne, aby wziąć pod uwagę kontekst kulturowy, aby film obejrzeli z przyjemnością i młodsi, i starsi. O to wszystko zadbał Bartosz Wierzbięta. Tłumacze więc także w pewnym sensie są twórcami.
Wiele się ostatnio mówi o pomijaniu imienia i nazwiska tłumacza w przypadku różnych publikacji. Autorzy recenzji, rozpraw i reklam, a nawet same wydawnictwa zapominają, jak wiele zależy od piękna i poprawności przekładu. Nieraz nie pamięta się o tym, że czytelnicy i widzowie zupełnie inaczej przyjmą utwory przetłumaczone przez różne osoby. Zły tłumacz może popsuć najlepsze dzieło, podczas gdy dobry zasłuży na uznanie autora i odbiorców. Dlatego rola tłumaczy jest na tyle istotna, że ich imiona i nazwiska powinny częściej pojawiać się w miejscach, gdzie publikowana jest wzmianka o danym dziele filmowym czy literackim. Dodatkowo wydawnictwa, które nie zapominają o tłumaczach w materiałach promocyjnych oraz w notkach na stronie internetowej, są bardziej cenione przez dobrych tłumaczy, którzy dzięki temu w przyszłości chętniej przyjmą kolejne zlecenie od nich niż od konkurencji. A pamiętajmy – dobry tłumacz jest na wagę złota!
***
Nie masz jeszcze konta w naszym serwisie?
Załóż je za darmo i dodaj swoją ofertę tłumaczeń.