Zaloguj się Załóż konto

Co gra na nerwach tłumaczowi?

Artykuł

zdenerwowany mężczyzna

Tłumacze stanowią z reguły niezwykle przyjaźnie nastawioną do życia grupę zawodową – z natury łagodne humanistyczne dusze, kochające język, literaturę, tłumaczeniowe wyzwania. Są jednak takie tematy i sytuacje, które potrafią wyprowadzić z równowagi nawet najbardziej opanowanego tłumacza. Przykłady? Zaniżane stawki, niekompetencja kolegów po fachu, niesłuszna krytyka ze strony klienta czy korektora.

Zaniżanie stawek

Trudno o temat, który wywołuje wśród tłumaczy tyle emocji, co właśnie wysokość stawek. Dobrze wiemy, ile trudu i czasu kosztuje nas staranne wykonanie tłumaczenia pisemnego lub solidne przygotowanie się do zlecenia ustnego. Tym tam bardziej bolesne są dla nas sytuacje, kiedy naszej pracy się nie docenia i dostatecznie jej nie nagradza. Biada temu, kto zaproponuje tłumaczowi pisemnemu 20 zł za stronę rozliczeniową lub będzie oczekiwał od tłumacza ustnego rozliczenia na godziny, a nie bloki! Nie ma zresztą w tych niezadowolonych reakcjach tłumaczy nic zdrożnego, akceptowanie niskich stawek to przecież strzelanie do własnej bramki. Dlatego dużo bardziej niż proponujący marne stawki klienci denerwują tłumaczy koledzy po fachu, którzy takie stawki akceptują.

Błędy tłumaczeniowe

Tłumaczenie słowa „eventually” jako „ewentualnie”, kontaminacje frazeologiczne typu „grać główne skrzypce” czy, w ekstremalnym przypadku, „Denmark from chicken” jako odpowiednik „dań z kurczaka” – niektóre błędy znalezione w tłumaczeniach potrafią naprawdę rozbawić. Często jest to jednak śmiech przez łzy, ponieważ „autorami” wpadek są często sami tłumacze, czyli, jak się wydaje, specjaliści od języka. Pół biedy, kiedy gafy językowe słyszy się w tramwaju lub czyta na internetowym forum. Ale wśród samych tłumaczy? To boli nas, strażników poprawnej polszczyzny, dużo bardziej.

Nieodpłatne przysługi

Tłumacze, jak już wspomniałam na początku, to bardzo przyjazna i pomocna grupa. Przestają być jednak tak chętni do pomocy, kiedy czują się wykorzystywani. Prośby znajomych typu „Słuchaj, ty znasz przecież francuski, przetłumaczyłbyś mi szybko ten krótki tekst...?” działają na tłumacza jak płachta na byka. Szybko? Za darmo? Bo znam język obcy? Tego już za wiele! Po pierwsze tłumacz nie znosi, kiedy innym wydaje się, że tłumaczenie tekstu z jednego języka na inny jest łatwe, przyjemne i zajmuje trzy sekundy, niezależnie od jego długości i tematyki. Po drugie nie lubi być postrzegany jako ktoś, kto po prostu zna język obcy. W końcu to nie wystarczy, żeby tłumaczyć, a już na pewno nie wystarczy, żeby tłumaczyć dobrze. Po trzecie nie ma dla tłumacza nic bardziej poniżającego niż praca za darmo. Jeśli nie chcesz irytować tłumacza, staraj się zatem powstrzymać od podobnych próśb!

Nieuzasadniona krytyka

Każdy popełnia błędy. Także tłumacz jest tylko człowiekiem i zdarza mu się przegapić literówkę czy przecinek. Gorzej jednak, jeśli błędy, na które zwraca mu uwagę klient lub korektor, nie są jego zdaniem błędami. W tłumaczeniach wiele sformułowań (choć oczywiście nie wszystkie) jest kwestią gustu, a jak wiadomo, o gustach się nie dyskutuje. Zdarza się jednak, że klient czy korektor upierają się przy swojej racji, nie przyjmując do wiadomości, że wersja tłumacza też jest poprawna. Co robi w takiej sytuacji nasz poirytowany lingwista? Albo chowa dumę do kieszeni i, zgodnie z zasadą „klient nasz pan”, potulnie godzi się na zmianę, albo decyduje się na walkę o swój tłumaczeniowy honor.

A co Was, drogie Tłumaczki i drodzy Tłumacze, denerwuje najbardziej? Zachęcamy do dzielenia się spostrzeżeniami i doświadczeniami.

***
Nie masz jeszcze konta w naszym serwisie?
Załóż je za darmo i dodaj swoją ofertę tłumaczeń.

Patrycja Maciejewska
Autor:

Tłumaczka pisemna i ustna języka polskiego, niemieckiego i angielskiego, absolwentka Lingwistyki Stosowanej na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi własną działalność tłumaczeniową w Wiedniu, gdzie dodatkowo zajmuje się nauczaniem Austriaków języka polskiego.

Dodaj swój komentarz