Nie ma osoby, która znałaby się na wszystkim. Nawet najbardziej tęgie głowy z całą pewnością znajdą dziedziny, w których czują się niezbyt pewnie. Fizyk jądrowy prawdopodobnie nie będzie znał się na modzie, większość kucharzy nie zmontuje silnika, a dla niejednego historyka programowanie to czarna magia. A co z tłumaczami? Czy naprawdę powinni znać się na wszystkim?
W artykule na temat tłumaczeń technicznych pisałam o tym, jak ważne dla tłumacza jest znalezienie specjalizacji, a więc dziedziny, a najlepiej kilku dziedzin, w których zarówno pod względem merytorycznym, jak i językowym będzie się czuł swobodnie. Coraz częściej przekonuję się jednak, że to nie wystarczy. Rzadko zdarza się tak, że tłumacz ma do czynienia tylko i wyłącznie z tekstami o ulubionej tematyce. Nawet jeśli przyjmuje głównie zlecenia, powiedzmy, medyczne, w tłumaczonych tekstach całkiem często może spotkać się z odniesieniami do zupełnie innych dziedzin. Oczywiście w dobie „googlowania” sprawdzanie nieznanych nam informacji nie stanowi problemu, jednak dużo łatwiej i szybciej pracuje się wtedy, kiedy choćby podstawowa wiedza na dany temat jest już w naszej głowie.
W jeszcze większym stopniu dotyczy to chyba tłumaczy ustnych. Nawet na najbardziej specjalistycznej konferencji dla producentów ciągników prelegent może przecież zabłysnąć anegdotką na temat aktualnej sytuacji politycznej. Tłumacz, który jest „zafiksowany” tylko na jednej konkretnej dziedzinie, może mieć wtedy poważny problem. Nie oznacza to oczywiście, że tłumacz musi być wszechwiedzący. Absolutnym musem w tym zawodzie jest jednak głód wiedzy, a przynajmniej ciekawość świata. Pamiętam, jak bardzo w czasie studiów narzekaliśmy na testy z wiedzy ogólnej albo aktualnych wydarzeń. Wykładowcy tłumaczyli nam wtedy, że aby być dobrym tłumaczem, nie wystarczy znać język obcy – trzeba po prostu jak najwięcej wiedzieć.
Pogłębianie swojej wiedzy ogólnej nie jest jednak łatwe, zwłaszcza jeśli na co dzień brakuje nam czasu. Trudno jest także zmusić się do czytania lub słuchania na temat, który zupełnie nas nie interesuje. Warto jednak znaleźć swój własny sposób poszerzania swoich intelektualnych horyzontów. Ja jestem fanką wykorzystywania do tego celu podróży komunikacją miejską. Jadąc tramwajem czy autobusem, albo czytam dziennik (szczególnie zmuszam się wtedy do artykułów, których czytanie przychodzi mi z trudem lub nie sprawia szczególnej przyjemności, np. tekstów z dziedziny finansów), albo słucham wiadomości ściągniętych na komórkę. Tłumaczom anglojęzycznym polecam audycję BBC Global News - w wersji codziennej lub jako podsumowanie całego tygodnia (The World This Week), natomiast niemieckojęzycznym - Tagesschau.
Świetnym pomysłem, aby poszerzać wiedzę z konkretnych dziedzin, są także internetowe kursy uniwersyteckie. Osobiście polecam stronę edX, ale wiem, że istnieje wiele innych platform, za pośrednictwem których można brać udział w kursach online organizowanych przez uniwersytety z całego świata. Najlepsze jest to, że za sam udział w takim kursie nie trzeba płacić ani grosza. Wracając do głodu wiedzy - dobrze jest również wyrobić w sobie nawyk szukania informacji, których nam brakuje. Pomaga tutaj stały dostęp do Internetu - kiedy słyszę jakiś termin, który nic mi nie mówi, szybko wstukuję go do wyszukiwarki i uzupełniam braki. A nuż ułatwi mi to kiedyś tłumaczenie jakiegoś tekstu lub uratuje przed ciszą w kabinie.
Zachęcam do poszerzania swojej wiedzy ogólnej oraz zgłębiania dziedzin, na których nie znamy się najlepiej. Czytanie gazet, słuchanie audycji czy po prostu rozmowy z osobami, które specjalizują się w zupełnie innych obszarach niż my - każdy sposób jest dobry, aby stawać się coraz bardziej wszechstronnym, a więc coraz lepszym tłumaczem.
***
Nie masz jeszcze konta w naszym serwisie?
Załóż je za darmo i dodaj swoją ofertę tłumaczeń.